Zauroczyła, rozmarzyła, napełniła pięknem i zostawiła niedosyt. Wrócimy do niej z pewnością, mamy nadzieję, że uda się za rok!
Spotkałam się z nią jakieś 27 lat temu, będąc na objazdowej wyprawie do Włoch z rodzicami i bratem. W Toskanii odwiedziliśmy wtedy Florencję, Sienę, Lukkę i Pizę, w Umbrii zobaczyliśmy Asyż. Poza tym była Werona, Wenecja, Padwa, Mediolan, Ravenna, Rzym, Neapol. Nie pamiętam szczegółów, ale został ogromny sentyment i fascynacja, może nie samą Toskanią, ale w ogóle Włochami!
Od 4 lat wracam tam już z moją rodziną, Danielem i chłopcami. We Florencji spędziliśmy naszą rocznicę ślubu, Wielkanoc w Neapolu, przez poprzednie 3 lata odwiedzaliśmy w wakacje okolice Wenecji i cudowne Morze Adriatyckie. Mamy już plany na kolejne podróże do cudownej Italii, to nas napędza i daje energię na codzienne życie pomiędzy podróżami ;)
Miałam potrzebę zostawienia jakiegoś śladu po naszej tegorocznej wyprawie do Toskanii, co już częściowo mogliście znaleźć w naszych relacjach na FB, gdzie starałam się napisać coś więcej poza wystawianiem zdjęć. Cieszymy się, że z Waszych komentarzy, reakcji, wiadomości do nas, wynika, że Wam się to podobało, część z Was prosi o więcej, bo albo czekacie już w blokach startowych na swój wyjazd w tamte strony, albo planujecie wyprawę za rok, stąd ten wpis.
Jedni idą na żywioł, pełen spontan, czekają co przyniesie im podróż, inni planują, czytają, szukają wiadomości o miejscu, do którego się wybierają, należymy do tej drugiej grupy :) Oczywiście jesteśmy otwarci na spontaniczne akcje już na miejscu i często takich doświadczamy, ale lubimy to jeżdżenie palcem po mapie jeszcze w zaciszu domowym :)
Tak było i tym razem. Już 2 lata temu wpadłam na FB na stronę Pani Ani Goławskiej i Grzegorza Lindenberga: Toskania i Umbria -noclegi, wyjazdy, zwiedzanie ich stronę www znajdziecie TU. Zobaczyliśmy tę bogatą ofertę noclegów w pięknych agroturystykach i zamarzyliśmy tam być. Skontaktowałam się w listopadzie z Panią Anią, a ona już poprowadziła mnie za rękę :) Zaproponowała 2 miejsca, w południowej Toskanii, w gminie Grosseto, w okolicy Sorano oraz w gminie Siena, w okolicy Torrita di Siena. Niedługo potem zakupiliśmy cudowny, subiektywny przewodnik autorstwa właśnie Pani Ani i jej męża, nie rozstawaliśmy się z nim w czasie całej naszej podróży!
Innym, bardzo cennym źródłem informacji był skrupulatnie i z ogromną pasją pisany blog Italia poza szlakiem. Magda, jego autorka, italomaniaczka, jak sama siebie nazywa, założyła też grupę na FB Moje wielkie włoskie podróze. Obydwa te miejsca to kopalnia wiedzy! O całych Włoszech! Bardzo polecamy ich lekturę.
Naszą samochodową podróż do Toskanii podzieliliśmy na 2 dni, zatrzymaliśmy się w Monachium i w drodze powrotnej w Augsburgu. Oczywiście znamy takich, co jej nie dzielą, ale my od 2 lat tak robimy i chwalimy sobie tę decyzję ;)
Z naszych obserwacji wynika, że właśnie ten rodzaj transportu jest najwygodniejszym w poruszaniu się po Toskanii, czy to swoim, czy wypożyczonym, ale zwiedzajcie te miejsca samochodem :) Komunikacja miejska na tym obszarze jest dość słabo rozwinięta, niestety.
Przed wyjazdem sprawdźcie klocki hamulcowe, wymieńcie olej, jak trzeba wymieńcie też płyn w chłodnicy, Wasz samochód czeka niezła wspinaczka, podjazdy, ostre zakręty, jazda w pełnym słońcu, pamiętajcie też o prawidłowym ciśnieniu w oponach ;)
Praktycznie cała Toskania jest licznie nawiedzana przez turystów, ale to szczególnie w tych ważniejszych miastach możecie mieć problem z zaparkowaniem. Szukajcie wtedy bocznych uliczek, nieco niżej starego miasta. Obowiązują tu 3 kolory oznaczające miejsca parkingowe: biały, wyznacza miejsce parkingowe bezpłatne, niebieski, miejsce płatne (szukajcie wtedy parkometru w okolicy) oraz żółte, zarezerwowane tylko dla mieszkańców danej miejscowości. Ogólnie miasta i miasteczka przygotowane są bardzo dobrze na przyjęcie dodatkowych aut, parkingi są świetnie oznaczone i położone w bardzo dogodnych, wcale nieoddalonych od centrum, miejscach.
Planując zwiedzanie pamiętajcie o sjeście :) Między godzinami 13 a 16 życie praktycznie tu zamiera. Nie pracuje wtedy większość sklepów, restauracji, barów czy nawet stacji benzynowych w centrum miasta :) Dobrze mieć zatem przy sobie zapas jedzenia, przekąsek no i wody, ale z nią jest prościej, bo w wielu miejscach możecie znaleźć ogólnodostępne źródełka z wodą zdatną do picia. Nie dość, że ugasicie dzięki nim pragnienie na miejscu, możecie uzupełnić tam swoje butelki wielokrotnego użytku. My nie rozstawaliśmy się ze swoimi :)
Cokolwiek, ale mówcie po włosku! :) Tak, wiadomo, każda nacja docenia starania lingwistyczne turystów, ale Włosi robią to w szczególny sposób! Chwalą Cię na każdym kroku, nie poprawiają, cieszą się, że się starasz, mobilizują do wysiłku, starają się zwalniać tempo, żebyś tylko ich zrozumiał/a :) Pewnie po trosze wynika to z ich nie za mocnej znajomości języka angielskiego, ale jest to przeurocze, nas namówili do tego stopnia, że poważnie myślimy nad lekcjami języka włoskiego, tu, w Szczecinie :)
Jak już jesteśmy przy języku...po angielsku dogadacie się tu na pewno w różnych instytucjach, my sprawdziliśmy to w...szpitalu :) Dodaję uśmiech, bo na szczęście nie było to nic poważnego. Filip zranił się kamieniem w stopę w czasie odwiedzin jednych z term (nasza rada, zabierzcie tam ze sobą buty do chodzenia w wodzie!), postanowiliśmy wykluczyć powikłania, stąd wizyta w szpitalu. Bez problemu dogadaliśmy się tu w języku angielskim. Przed wyjazdem oczywiście ubezpieczyliśmy się dodatkowo, ale tam skorzystaliśmy z tego podstawowego, nie było z tym żadnego problemu, wszystko poszło gładko, ksero paszportu, dowodu i karty z NFZ (EKUZ). I jeszcze ta cudowna trupa rozweselająca! Włosi to potrafią! Oczywiście nie życzymy Wam takich wizyt, ale wskazówki zostawiamy na wszelki wypadek :)
Jak już wiecie, lubimy gotować ;) Nie rezygnujemy z tego w wakacje, uwielbiamy wtedy przygotować coś w otaczającym nas klimacie, korzystamy wtedy z lokalnych produktów, kupowaliśmy je najczęściej na miejskich targach (informacje o datach i ich miejscach znaleźliśmy we wspomnianym już wyżej blogu Italia poza szklakiem), ale i w supermarketach, jak Coop, mają tam świetnie zaopatrzone stoiska z serami czy antipasti różnej maści. To tu kupowaliśmy swoje burraty, straciatelle, ricotty czy marynowane karczochy, oliwki, papryki i cukinie. Jeśli przed zakupem chcecie czegoś spróbować, poproście, a będzie Wam dane, bez problemu i z uśmiechem :)
Co do twardych serów, to mieliśmy szczęście mieszkać nieopodal farmy, przy której gospodarz prowadził swój sklepik, więc raczyliśmy się obłędnymi pecorino toscano, pecorino fresco czy marzolino! Pycha!
Nasze stoły już pewnie widzieliście, ale zostawiamy zdjęcia wybranych, na pamiątkę :)
Zwiedzanie zaczęliśmy od najbliższego, pięknego Sorano i to właśnie tutaj postanowiliśmy skosztować tradycyjnej kuchni toskańskiej, przygotowanej przez profesjonalnych szefów kuchni. Na testy wybraliśmy restaurację Fidalma, o której czytaliśmy praktycznie same dobre recenzje i to był strzał w dychę!
Zostawiamy Wam poniżej listę dań, których koniecznie powinniście skosztować będąc w Toskanii. Spróbujcie zup: ribollita (z dodatkiem czarnej fasoli) acquacotta (cebulowa z pomidorami i jajkiem) i pappa al pomodoro (z dojrzałych pomidorów i resztek chleba). Pisaliśmy Wam już o przepysznej sałatce panzanella z dodatkiem czerstwego chleba (niesolonego!), ona też jest na obowiązkowej liście! Ponadto: makaron pici (grubsze spaghetti) z sosami różnej maści, ravioli con ricotta e spinaci, gnocchi con tartuffo, z serów: pecorino toscano i fresco, marzolino, caccio, ricotta, raveggiolo, wszędzie obecny pane toscano (chleb z oliwą i octem balsamicznym). Toskania to również, a może przede wszystkim, mięsa, głównie dziczyzna. W związku z naszymi postanowieniami w ograniczeniu spożywania mięsa, takowych tu nie spróbowaliśmy, ale czytamy, że ludzie się nimi zachwycają, to tak dla zainteresowanych ;)
No i LODY, ale to chyba oczywista oczywistość! Dzięki brygadzie F&F jedliśmy je w każdym odwiedzanym mieście i miasteczku ;)
O kawie chyba też nie musimy wspominać? :) Nie dość, że zabraliśmy swoją, ze szczecińskiej palarni To kawa, żeby robić sobie poranne przelewy, to włoskie espresso spijaliśmy praktycznie wszędzie, w biegu, przy barze, stoliku czy na basenie :)
Najlepsze wypiliśmy w kawiarni Loscuro, w Sinalunga, prowadzonej przez dwóch zakochanych w kawie Włochów!Stefano każdą kawę parzy jak swoją pierwszą i ostatnią zarazem, wkłada w to mnóstwo serca i pasji, co wyczujecie natychmiast w smaku! Sprawdza różne mieszanki, tworzy swoje, rozmawia z Tobą o tym, skromny, dziękuje z pąsem na twarzy za każdy komplement i dobre słowo...istny kawowy anioł, sprawdźcie koniecznie!
Następnym przystankiem po Sorano były przepiękne Terme di Saturnia ze swoimi gorącymi źródłami siarkowymi, może i pachnącymi specyficznie, ale i tak nie były w stanie zmierzyć się z widokami dookoła! Na terenie Toskanii jest kilka miejsc z termami siarkowymi, powulkanowymi, te uchodzą za najbardziej urokliwe, choć te w Bagni san Filippo, ukryte w lesie, też miały swój niepowtarzalny urok! Jak już pisaliśmy wyżej, sugerujemy Wam zabranie tam ze sobą butów do chodzenia w wodzie, ustrzeżecie się przed ewentualnymi skaleczeniami i będzie Wam po prostu wygodniej. W termach, które odwiedziliśmy nie było niestety żadnych przebieralni, pamiętajcie o tym i załóżcie swoje stroje kąpielowe i kąpielówki nieco wcześniej ;) Radzimy również odwiedzenie tych miejsc z samego rana lub wieczora, są naprawdę mocno przepełnione :) Osobom z długimi włosami radzimy ich związanie i staranie się by ich nie zamoczyć, domycie i rozczesanie może być potem problemem :) Wieczorem, w domu, po kąpieli radzimy również nawilżyć skórę balsamem lub kremem.
Terme di Saturnia (Grosseto):
Bagni san Filippo (Siena):
Po tłumach w Terme di Saturnia zamyrzyła nam się odrobina spokoju i wyciszenia, znaleźliśmy to w niedalekim Montemerano, uśpionym na czas sjesty, ale dzięki temu spokojnym, wyludnionym.
Z gminy Grosseto jest stosunkowo blisko do Morza Tyrreńskiego, postanowiliśmy z tego skorzystać. Właścicielka naszej agroturystyki poleciła nam bardzo fajną, w miarę spokojną plażę (o pustych, dzikich plażach w terminie letnim możecie raczej pomarzyć :) ), saline breschi, koło Orbetello (Grosseto), sąsiadująca z WWF Oasi Naturale di Orbetello. Jest tam część plaży płatnej z dostępem do baru, toalet, jest i ta bezpłatna, naprawdę nie za mocno przepełniona. Wygłupów w wodzie nie było końca i to nie tylko w wykonaniu F&F :)
W drodze powrotnej znad morza mieliśmy zaplanowany stop w Il Giardino dei tarocchi. To jedno z miejsc, na którego odwiedzenie czekaliśmy z większymi wypiekami! Prace słynnej, niepowtarzalnej, jedynej w swoim rodzaju Niki de Saint Phalle, których inspiracją i źródłem były karty tarota, po prostu zniewalają! Formą, kolorem, rozmiarem, symbiozą z otoczeniem. Artystka, zainspirowana Gaudim, często w swoich pracach wykorzystywała motyw kobiecego ciała, czego świadkami będziecie odwiedzając to zaczarowane, bajkowe miejsce! Z pracami Niki mogliście się już spotkać np. w Paryżu, przed słynnym Centrum Pompidou, gdzie stoi jej Fontanna Strawińskiego, czy w Hanowerze na jednym z placów jest jej piękna, również kobieca rzeźba, Nany. Bardzo polecamy odwiedzenie tych ogrodów, my poczuliśmy się tu jak w baśni, bajce, na innej planecie...trochę jak po drugiej stronie lustra w krainie czarów :)
O pobliskim Pitigliano czytaliśmy, że jest mroczne, wiejące wręcz grozą, pewnie to z powodu licznych grobów i korytarzy po zasiedlających kiedyś to miejsce Etruskach. Nas zauroczyło totalnie! Jakby wyrastające ze skał, ma się wrażenie, że nie ma granicy pomiędzy nimi a murami, dostojności dodają łuki akweduktu. Piękno w czystej postaci! Wracaliśmy do niego kilkukrotnie.
Na pożegnanie z gminą Grosseto wybraliśmy małą, ale bardzo uroczą Sovannę. Tego dnia odbywały się tu i w pobliskich miasteczkach biegi, więc mieliśmy dodatkowe towarzystwo :)
Jadąc do kolejnej agroturystki, położonej w gminie Siena, postanowiliśmy zjechać do dwóch miejscowości, Bolseny, położonej nad pięknym jeziorem o tej samej nazwie i Orvieto, należącego już do Umbrii, słynącego z najlepszego w całych Włoszech białego wina oraz przepięknej, zapierającej dech w piersiach katedry Santa Maria.
W Bolsenie, zupełnym przypadkiem, trafiliśmy na przepyszne kanapki! W środku znaleźliśmy liczne dyplomy, wyróżnienia, co nie dziwi, smakują wyjątkowo! Głównie podaje się je tam z wędlinami różnej maści, Franek zamówił sobie wersję z salami i mozzarellą, my pałaszowaliśmy je z serem i pomidorami. Morelli, bardzo polecamy to miejsce!
Patrząc na katedrę w Orivieto, podziwiając jej cudowną, pełną dekoracji fasadę, te rozety, rzeźby, wzięłam i się wzruszyłam do łez, serio. Nie wiedziałam co zrobić z emocjami, były tak ogromne i zupełnie nie do okiełznania. Cieszę się, że F&F też nie zostawiła bez zaciekawienia, zauroczenia i szeregu pytań. Miejsce obowiązkowe.
Po doznaniach duchowych poszliśmy w miasto szukać tego słynnego białego wina, zakupiliśmy kilka butelek i ruszyliśmy w dalszą drogę :)
Nasza druga agroturystka była położona w pobliżu Torrita di Siena, Montepulciano, przepięknego rezerwatu przyrody Val d'Orcia, to stąd znacie te sznury cyprysów, gaje oliwne, pożółkłe pola pszenicy. To tu zrobiono masę zdjęć do kalendarzy, plakatów czy tapet do naszych komputerów :) To tu wreszcie kręcono sporo filmów, gdzie chyba najbardziej znanym jest Gladiator.
Moja przyjaciółka, już na kilka miesięcy przed naszym wyjazdem, podesłała mi tę stronę bloga Podróżowisko.pl gdzie znajdziecie dokładny opis tych wszystkich zapierających dech widoków, z podaniem dokładnej ich lokalizacji! Sprawdziliśmy, wszystko się zgadza :) Czasem trzeba poczuć pył z drogi szutrowej na zębach, czasem wspiąć się na wyższy murek, ale dla TYCH widoków warto!
Polując na serpentyny cyprysów nie zapomnijcie o słynnej kapliczce Vitaleta! Stojąca samotnie na wzgórzu robi ogromne wrażenie, warto podejść do niej te kilkaset metrów!
Pomiędzy jednymi a drugimi cyprysami, odwiedziliśmy pachnącą, wytwarzanym tu pecorino, Pienzę oraz małe, urocze, z cudowną knajpką (czynną w czasie sjesty!) San Quirico D'orcia. Oba miasta, zupełnie od siebie różne, zrobiły na nas ogromne wrażenie i to do nich z ogromną chęcią byśmy jeszcze wrócili.
Pienza, zwana renesansowym miastem idealnym wita wszystkich cudownym zapachem sera, serio! Wszędzie czuć tu pecorino! To nie żadna marketingowa ściema :) Jesteśmy szczęściarzami, bo o tutejszym, rodzimym i tradycyjnym sporcie, jakim jest toczenie gomółki właśnie sera pecorino, dowiedzieliśmy się nie tylko z przewodnika, ale i z widoku na jednej z uliczek, na której starszy pan uczył, pewnie swoje wnuki, tej oryginalnej gry. Cudo! Były brawa, okrzyki i prawdziwe emocje :)
Do San Quirico D'orcia trafiliśmy w czasie sjesty, bez zapasów jedzenia, głodni i spragnieni odpoczynku w zaciszu baru lub restauracji. Jakie było nasze zdziwienie jak wyrosła nam przed oczami knajpka Intralci! Nie dość, że otwarta (!), to kolorowa, pełna dobrego wina, z okładkami płyt winylowych naszych ulubieńców na ścianach, z uśmiechniętym właścicielem za barem :) Zjedliśmy tam przepyszne kanapki z pieczonym łososiem, chłopcy wypasione hot dogi, wszystko zrobione ze świeżych składników, w naszej obecności, pycha!
No nie mogliśmy nie pojechać do Cortony! Najstarszego miasta we Włoszech, nazywanej mamą Troi i babcią Rzymu. Przyznamy Wam się, że "Pod słońcem Toskanii", gdzie gra jedną z głównych ról, zobaczyliśmy na niedługo przed naszym wyjazdem :)
W swoim przewodniku Pani Ania napisała, że w Cortonie wszędzie jest pod górkę i to niestety się zgadza ;) F&F jęczeli, miauczeli, ale dali radę! Miasto pomyślało o tych bez kondycji i w kilku punktach umieściło ruchome schody, alleluja! :)
Uparłam się i z cudownej katedry Św. Małgorzaty podreptaliśmy w poszukiwaniu willi Bramasole, gdzie mieszkała bohaterka wspomnianego wyżej filmu :) Po drodze łyknęliśmy kawę, Filip swoją pierwszą w życiu! Klasyczne macchiato bardzo mu zasmakowało :)
Przyszedł dzień 3xM, Monticchiello, Montalcino i Montepulciano :)
Pierwsze, malutkie, skromne, znane z miłości jego mieszkańców do teatru, mają swój własny, zwany Teatro Povero (ubogi), odwiedziliśmy małe muzeum mu poświęcone, urocze miejsce.
Montalcino, kolejna stolica wina, tym razem czerwonego, słynnego Brunello! Znów zakupiliśmy kilka butelek, ale marzyło nam się też go spróbować tam, na miejscu, wśród uliczek przepełnionych enotekami różnej maści, zaczęliśmy szukać w internecie jakiegoś wyjątkowego miejsca. Och, jak się ucieszyliśmy, gdy się okazało, że praktycznie przed takim stoimy :) Alle logge di piazza, to tu napiliśmy się naszej pierwszej w życiu lampki Brunello! Smakowało wyśmienicie! Do towarzystwa zamówiliśmy bruschetty ze straciatellą i pesto oraz anchois, dołączyliśmy do tego deskę serów pecorino podanych z musztardą domowej roboty z dodatkiem fig, NIEBO!
Montepulciano, zachowane praktycznie na koniec, jak wisienka na torcie, trochę jednak rozczarowało...chyba naczytaliśmy się za dużo pochwał i zachwytów nad tym miastem :) Oczekiwania trochę się rozminęły z rzeczywistością ;) Nic mu oczywiście nie brakuje, ale ciężko nam było szukać efektu wow! ;) Może jesteśmy jacyś inni ;)
Jeśli coś mielibyśmy już nazwać wisienką na torcie, to niezaprzeczalnie była nią wizyta u Pani Danusi Indyk w jej cudownej Agriturismo Il Gorgo i restauracji Bio Vitalia położonych w Bettolle! Przeczytaliśmy o niej w wielu miejscach, na blogach, w gazetach, w przewodniku Pani Ani, czuliśmy, że musimy TU trafić! Pani Danusia, nazywana tu Daianą, Polka, absolwentka biotechnologii żywności, przyjechała do Włoch 10 lat temu szlifować swój Włoski i tak została :) Kobieta pełna pasji, serca do gotowania i jedzenia, z uśmiechem na buzi, tworzy cudowną atmosferę, której nie macie ochoty opuszczać. Więcej o niej i jej historii, jeśli macie ochotę, poczytajcie na blogu Magdy, o TU.
Jeśli pragniecie spróbować tradycyjnej, domowej kuchni toskańskiej z cudownym twistem, musicie się tu pojawić! Stolik nie czeka, trzeba go rezerwować z wyprzedzeniem, wszystkim zainteresowanym podamy numer do Pani Danusi na priv. Palce lizać!
Na sam koniec dodatkowi, ale jakże uroczy towarzysze naszej wyprawy!
Były wszędzie! Chuderlaki, spaślaki, rude, czarne, nakrapiane, są stałym i przemieszczającym się elementem Toskanii. Jak tylko mieliśmy okazję, a one ochotę, karmiliśmy je, mizialiśmy i wzdychaliśmy do nich, tęskniąc za naszym Brunem :)
To na tyle :)
Mam nadzieję, że udało mi się Was zachęcić do odwiedzenia przepięknej Toskanii, a wszystkim, którzy już tam byli, choć na chwilę wrócić do wspomnień :)
Jeśli macie jeszcze jakieś pytania, uwagi, komentarze, piszcie!
Cieszę się, że jak co roku i tym razem, możemy powiedzieć, że przeżyliśmy wakacje naszego życia! Daniś, chłopaki, dziękuję!
Amiamo L'italia! Ciao!
Pięknie to wszytko opisane :) Byliśmy w Toskanii kilka lat temu, po waszych wpisach na FB najchętniej już dziś pakowałabym walizki :) Cudownie klimatyczne zdjęcia, piękni Wy... wszytko się zgadza. Pozdrawiam Justyna F.
OdpowiedzUsuńDziękujemy pięknie za miłe słowo! Pozdrawiamy serdecznie!
Usuń